poniedziałek, 29 lutego 2016

zaginął dziadek :(

Lubię orzechy.

Włoskie, laskowe i każde inne (przynajmniej każde, których próbowałam, pekanów chyba jeszcze nie).

Jak powszechnie(?) wiadomo, najzdrowsze są takie w skorupkach, bo żadne świństwo (szkodniki magazynowe, dziwne chemikalia) się do nich nie dostanie. Jesienią raz czy dwa kupiłam trochę orzechów włoskich u znajomej sadowniczki. Raz czy dwa je komuś oddałam. Przed Bożym Narodzeniem dostałam ze dwie garstki od sąsiadki... wciąż leżą w kącie.

W jakichś tajemniczych okolicznościach wsiąkł dziadek do orzechów. Nie widziałam go od co najmniej 3 miesięcy. Szuflady przeszukane, zajrzałam nawet za szafkę (czyn wymagający sporo siły fizycznej, bystrego wzroku i mnóstwo odwagi). Diabeł ogonem nakrył.

Zmywam właściwie codziennie, czasem więcej niż raz. Moja suszarka ma dwa "kubki" na sztućce, jeden od 30 lat używany do przechowywania trzepaczki, szczotki do butelek i innych dziwnych utensyliów. Właśnie odkryłam, że zaszył się wśród nich i dziadek... ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz