sobota, 5 grudnia 2015

bezowocnie szukam pomocy :(

Doszłam do wybitnie odkrywczego wniosku, że nie poradzę sobie sama z... niczym.

Według tych definicji:

"Do umiarkowanego stopnia niepełnosprawności zalicza się osobę z naruszoną sprawnością organizmu, niezdolną do pracy albo zdolną do pracy jedynie w warunkach pracy chronionej lub wymagającą czasowej albo częściowej pomocy innych osób w celu pełnienia ról społecznych."
"Do lekkiego stopnia niepełnosprawności zalicza się osobę o naruszonej sprawności organizmu, powodującej w sposób istotny obniżenie zdolności do wykonywania pracy, w porównaniu do zdolności, jaką wykazuje osoba o podobnych kwalifikacjach zawodowych z pełną sprawnością psychiczną i fizyczną, lub mająca ograniczenia w pełnieniu ról społecznych dające się kompensować przy pomocy wyposażenia w przedmioty ortopedyczne, środki pomocnicze lub środki techniczne."

podpadam pod stopień umiarkowany, chociaż orzeczenie miałam na lekki. Łotewer.

Rozglądam się za AONem-wolontariuszem (a dokładniej: asystentką-wolontariuszką), bodaj w wersji zdalnej.

Póki co, bez skutku.

piątek, 4 grudnia 2015

higiena

Zastanawiam się, czy jestem uczulona na ocet, czy jednak nie dopłukałam prania. A może po prostu dostaję wysypki z brudu? Od kilku dni chodzę i śpię w tych samych ciuchach. Wczoraj (albo przedwczoraj, nie pamiętam) umyłam twarz i zęby. To wszystko. Ponieważ moja skóra ma skłonność do pękania tu i ówdzie, jeśli nie jest odpowiednio traktowana, bolą mnie pięty. Prawie nic dziś nie jadłam, bo musiałabym tym celu umyć patelnię (myślałam o wegańskich plackach), a nie miałam na to siły.

I pomyśleć, że jako dziecko miałam nerwicę natręctw objawiającą się nieustannym myciem... A w okolicach dwudziestki liczyłam godziny, by nie myć głowy częściej niż co dobę...

Zabawne to wszystko...




Z wyjątkiem sytuacji moich zwierząt, ale nie mam siły o tym pisać, nie teraz.

środa, 2 grudnia 2015

człowiek to śmieszny zwierz

Źle mi.

Nie radzę sobie z niczym, nie obchodzę nikogo, jedna szczurcia gdzieś mi nawiała, drugą trzeba będzie uśpić, jestem głodna(mam jeszcze trochę kaszy i marchewki z groszkiem, ale jeśli to zjem, nie będzie śniadania), kończy się herbata, powinnam robić mnóstwo rzeczy, zimno w domu, chce umrzeć (jak zawsze), pieką mnie ślepia, od zeszłego tygodnia nie jadłam jabłek(!)...

PS.Tytuł dotyczy drugiego z szeregu nieszczęść. Normalnie sama wszystkich mam pod ogonem, ale jak jest źle, znienacka zaczyna mi być tam niewygodnie ;)