piątek, 28 marca 2014

pojawiam się i znikam:S

Zupełne wariactwo. 2-3 dni totalnego doła (na moje oko Rów Mariański), 2-3 dni OK.

Dwubiegunówka?

W każdym razie, póki co, żyję.

wtorek, 25 marca 2014

znikam.

Nie mam siły.

Mam za to dość robienia przyjemnego wyrazu twarzy. Dość leków, które przestały działać. Dość chodzenia do lekarza (co za idiota zbudował psychiatryk w samym centrum miasta?). Dość wychodzenia z domu, mycia się i wstawania z łóżka. Dość pisania tutaj (tak jakby to miało w ogóle sens!).

Jednym słowem: dość życia.

Odstawiam leki.

poniedziałek, 24 marca 2014

jednak nie jest dobrze...

Zastanawiałam się dzisiaj, czy - w razie czego - byłabym w stanie najpierw zabić moje psy...

Przespałam większą część dnia, spóźniłam się na ostatnią Mszę w okolicy, bo nie mogłam szybko iść (mdłości), z nielicznymi moimi obowiązkami nie daję rady...

:(

czwartek, 20 marca 2014

mimochodem...

Mała reklama;)

Skoro nie bardzo mogę robić coś sensownego, podzielę się chociaż dobrą wyszukiwarką. Dlaczego jest dobra? Ponieważ za każde wyszukiwanie jeden cent wędruje na zbożny cel, który można wcześniej wybrać.

Zebrałam już prawie 18 dolarów - jak na moje "dochody" to wcale poważna suma:)

PS.A dziś jest ze mną trochę lepiej.

środa, 19 marca 2014

jest gorzej

Mam wrażenie, że "cofnęłam się w rozwoju". Czuję się tak, jak przed powrotem na leki.
Dziś - pierwszy raz w życiu - pomyślałam, że brak psów miałby pewne zalety. Np.nie musiałabym codziennie wstawać z łóżka...

Miałam dziś spotkać się z dr R. Udało mi się wstać, a ponieważ nie umyłam się i nie wyszłam z psami, dotarłam prawie na czas. Siedziałam w poczekalni nieco ponad godzinę, ale pani doktór nie było. Nie miałam siły rozmawiać z kimś innym, więc wróciłam do domu.

Ciekawe, czy przetrwam następne odstawienie leków...

piątek, 14 marca 2014

nie nadaję się i tyle!

Do normalnego życia, by było precyzyjniej.

Przez miesiąc nie zdobyłam transportu na mebel, który b.by mi się przydał. Szukałam więc chętnych do odbioru tego szczęścia. Niby znalazłam, ale... nie wiem, czy sprawa wypali... Może za chaotycznie piszę, za dużo piszę, za głupio piszę...

Nie nadaję się do takich spraw. B.chciałabym, żeby to wszystko się skończyło...

czwartek, 6 marca 2014

tylko sny

To jedyny pozytywny element w moim beznadziejnym życiu. W snach nic nie boli, można się poruszać płynnie i szybko. Wszystko jest takie, jak powinno być.

A rzeczywistość* skrzeczy.

Być może mój organizm po prostu nie lubi antybiotyków (wychodzę z wrednej infekcji). Może to tylko to. Czuję się tak, jakbym odstawiła moje leki. Bolą mnie stawy, wciąż mi zimno i źle, a grawitacja znowu jest podkręcona na maxa. Kolebię się ulicą i marzę o tym, by położyć się pod płotem i więcej nie wstać. No i ta porażająca siła snu - jak za czasów opipramolu:( Wczoraj poszłam spać wcześnie (jak na mnie), prawie na pewno przed drugą. Nie nastawiałam budzika, bo gdzieś wsiąkł. Obudziłam się po w pół do pierwszej, czyli spóźniłam się do niby-pracy (choć zrezygnowałam z mycia - kolejny objaw). Spacery z psami, pójście po wodę i przed piątą byłam w domu, położyłam się i na cztery godziny zapadłam w szczęśliwy niebyt.

Może powinnam zwiększyć dawkę?

e: to pospolitość skrzeczy, oczywiście, ale niestety rzeczywistość bywa pospolita :P

wtorek, 4 marca 2014

uch:(

Moja lekarka subtelnie sugeruje powrót na terapię grupową:(((

Uzasadnia to tym, że po ustabilizowaniu się nie-bardzo-złego nastroju, dobrze jest wprowadzić pewną rutynę.

Cóż, ma rację.

Tylko, że nie jestem ustabilizowana, mój nastrój (który i tak mnie nie obchodzi) jest taki jak zwykle, no i nie jest to rutyna, o której marzę.

Pociesza mnie tylko to, że - chyba - nie mogę chodzić na terapię nie będąc ubezpieczoną;)