Przez 2 tygodnie byłam zbyt zmęczona, by wiązać sznurowadła, wychodziłam więc z domu prawie zawsze w kapciach. Wydawałoby się, że podróbka crocsów powinna się sprawdzać również w plenerze.
Nie sprawdziła się.
Siniaki, otarcia, kulawizna...
Wykrzesałam więc z siebie resztki sił i powróciłam do normalnych butów. Dwa dni później czuję się bardziej "sobą". These legs were made for walkin' :D
A dziś było sporo łażenia. W ramach uczenia szczeniaków spacerowania, wyszłam z każdą osobno w asyście B., żeby pokazał, co się robi na dworze ;) Smarkate wiedzą już, że się siusia i kupcia, ale poza tym tylko by się gryzły :)
Lekko licząc, jakieś trzy godziny chodzenia przez "cały dzień" (od południa do jakiejś 23).
Rozpiera mnie energia, nie? Nic dziwnego, wróciłam do witaminek z żeńszeniem. Ciekawe, kiedy zaczną się napady lęku? :P
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz