piątek, 4 marca 2016

co za dzień!

Ok. dziewiątej rano miałam się stawić z Suczą u weta. Stawiłyśmy się, ale p. dr się spóźniła, poprzedni pacjent długo siedział i weszłyśmy do gabinetu sporo po 10. Obeszło się bez znieczulania i szycia, za to potraktowano Sucz zszywaczem! :O Chirurgicznym podobno ;) Za to ja nie mogłam zrobić zakupów, więc trochę dziś żyję na głodniaka :(

Moje długo czekały na spacer, a gdy wreszcie przyszłam, znów wysiadła winda :(

Jeśli dodać do tego konieczność wyjścia z domu po resztki dla psów i posiniaczone przez abażur łydki, widać, że życie nie jest łatwe. Ale jeszcze żyję...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz